Piszę że miałem, bo już jej
nie mam. Nie chcę jej znać. Najchętniej bym ją zabił. Moją ukochaną córeczkę.
ZABIŁBYM!
Boże...Jak ona się zmieniła. Chwile. Muszę to napisać od
początku.
Muszę zebrać myśli. Muszę.
Wszystko zaczęło się gdy
rozwiodłem się z moją żoną kilka lat temu. Zabrała mi wszystko. Auto.
Mieszkanie. Dom. I ją.
Moją malutką córeczkę. Moje dziecko.
Przekonała sąd żeby zabrał mi całkowicie prawa
rodzicielskie. Bym nie miał żadnych praw do mojej malutkiej Agnieszki. Żadnych.
No cóż...Moja żona zawsze dobrze robiła ustami
innym mężczyznom. W każdym razie sąd zabronił mi jakichkolwiek kontaktów z moją
ówczesną ośmioletnią Agnieszką.
Wszystko zmieniło się pół roku temu.
Wróciłem wtedy z pracy. Gdy tylko zamknąłem auto
przyjechała moja żona. Wysadziła naszą córkę, rzuciła mi pod nogi cztery torby
z jej rzeczami i wrzasnęła: "Sam wychowuj sobie tego potwora" i
odjechała z piskiem opon.
I wszystko to w czasie trzech minut. Nawet nie
zareagowałem. Nie ogarnąłem co się dzieje. W każdym zabrałem moją córkę do
domu. Zrobiłem jej coś do jedzenia.
Boże...Gdybym wiedział wtedy to co wiem dzisiaj.
Normalnie bym zarąbał sukę na miejscu. Żeby takie coś. Takie coś własnej matce
i ojcu. Co za popierdolone czasy.
Dobra. Muszę trzymać kolejność zdarzeń.
Moja córka wypiękniała przez te cztery lata. Na
pewno wielu chłopców się za nią oglądało.
Pamiętam jak myślałem jakby tu zablokować i
utrudnić przyszłym chłopcom kontakt z nią.
Przecież to był mój skarb który należało chronić za
wszelką cenę.
Agnieszka była taka sama pod względem charakteru,
jak wtedy gdy widziałem ją cztery lata temu.
Otwarta, roześmiana i gadatliwa. Wciąż kochana
córeczka tatusia. Nie wiedziałem jaki problem miała z nią moja żona. Uznałem
wtedy że po prostu nie sprostała roli bycia matki.
W każdym razie, następnego dnia, jej prawnik
przysłał wszystkie papiery w których ona zrzeka się praw rodzicielskich a mi
przyznaje wszystkie. Tego samego dnia dowiedziałem się że zniknęła. Że nigdzie
jej nie ma.
Widocznie uciekła z jakimś bogatym fagasem w
tropiki i porzuciła dodatkowy ciężar, jakim jest dziecko.
Tak wtedy myślałem. Cholera. Jakbym znał prawdę.
Jakby mogła uprzedzić.
Pierwszy miesiąc z moją córką był wspaniały.
Dopiero pierwsze wezwanie do szkoły obróciło sprawę o 180 stopni.
Przyłapano moją córkę na uprawianiu seksu z kolegą
z klasy w męskiej ubikacji.
Pamiętam awanturę jaką jej urządziłem. Ja rozumiem
że to XXI wiek i pewne wartości nie istnieją ale bez przesady. Dość długo jej
tłumaczyłem, czym jest szacunek dla siebie samego, godność, dlaczego nie wolno
tego robić z pierwszym lepszym byle gdzie. Posądzałem wtedy o to moją żonę.
Po awanturze wszystko się zmieniło.
Nie dostrzegłem tego wtedy. Dopiero teraz, gdy
patrzę na to obiektywnie i z perspektywy czasu widzę to.
Agnieszka przestała się do mnie odzywać. Była coraz
bardziej zamknięta w sobie.
Pewnego dnia, w jej plecaku znalazłem nóż. Nóż!
Wojskowy, składany, ostrzejszy niż moja brzytwa.
Awantura ogromna.
Tak samo jak podczas pierwszej awantury, siedziała
i mi przytakiwała.
Ale coś w jej oczach mówiło mi że ma mnie głęboko w
dupie.
Postanowiłem naprawić kontakt.
Poprosiłem ją o pomoc przy obiedzie. Zgodziła się.
Pozwoliłem jej obierać swoim nożem. Mogła go nosić ale nie wolno jej było go brać
do szkoły. Nie chciałem by miała więcej problemów. I gorszą opinię.
W każdym podczas obierania nożem zacięła się.
Patrzyła jak krew leci z jej palca, kompletnie nic z tym nie robiąc. W sumie
zrobiła dwie rzeczy. Przyssała się do tego palca, ssąc go cały czas i nie
pozwoliła mi się opatrzeć.
Musiałem patrzeć jak moja własna córka ssie
własnego palca. Jak krew powoli lecz w coraz większej ilości zbiera się na
kąciku jej warg.
Nie podszedłem do niej. Wstyd mi się przyznać ale
bałem się. Coś w jej spojrzeniu mówiło: "Ani kroku dalej bo dźgnę cię
nożem"
Obserwowałem jak ssie sobie palec, całkowicie
lekceważąc otoczenie. Dopiero smród spalonej kaczki mnie ocknął z letargu.
Od tamtego incydentu było coraz gorzej. Agnieszka
nie odzywała się do mnie, całymi dniami siedziała w pokoju. Nie wiem co tam
robiła skoro nie posiada telefonu, laptopa ani komputera.
Jak sama powiedziała: "Nie chce".
Pamiętam jedną rzecz. Zanim Agnieszka wprowadziła
się do mnie w mojej okolicy pełno było kotów i psów sąsiadów. Przez te pół roku
wszystkie zniknęły.
W każdym razie z dnia na dzień było coraz gorzej.
Coraz bardziej mroczniej. Coraz częściej budziłem się w nocy, zlany potem i
przerażony. Atmosfera w domu robiła się coraz cięższa. Bałem się przebywać w
jednym pokoju z moją własną córką
Cztery miesiące po zostawieniu Agnieszki przez
matkę, szedłem z mojego pokoju do łazienki załatwić swoje potrzeby
fizjologiczne. Znam swój nowy dom na pamięć, więc nie zapalałem światło.
W pewnym momencie zderzyłem się z kimś.
Z moją córką.
Stała na środku przedpokoju. Po prostu stała i
spała. Na stojąco. Na środku przedpokoju.
Zaniosłem ją do łóżka. Układając ją w pościeli,
pochyliłem głowę nad jej głową. Nie wiem czy zareagowała instynktownie czy
specjalnie ale jedno jest pewne. Prawy sierpowy to ona ma mocny.
Pamiętam, jak myślałem wtedy czy nie połamała sobie
palców. I jak wytłumaczę kolegom z pracy limo pod moim prawym okiem.
Gdy rozpoczynał się szósty miesiąc, zaczęła się
ciąć. Przy mnie. Po prostu wyciągała ten swój pieprzony nóż i się cięła.
Na nic moje krzyki. Awantury. Wrzaski. Groźby. Nie
reagowała.
Nie miałem co robić. To była moja córka. Umówiłem
ją do psychologa.
Najbliższy termin miał za dwa tygodnie. Trudno.
Przeżyję.
Jak bardzo się myliłem.
Trzy dni po tym jak zaczęła się ciąć, bez słowa
wyszła z domu. Postanowiłem ją śledzić. "A nuż wpadła w złe towarzystwo i
to dlatego" pomyślałem
Kierowała się na cmentarz. Przerażony poszedłem za
nią. Wchodziła coraz głębiej i głębiej. W pewnym momencie zgubiłem ją na dobre
pięć minut.
Odnalazłem ją w centrum cmentarza. Tam gdzie stał
ogromny krzyż. Moja córka była naga. Dookoła, w kręgu stało z piętnaście osób,
w długich czarnych płaszczach. Na krzyżu
wisiała ,naga, moja była żona.
Kurwa. Nawet teraz ciężko jest mi o tym pisać. Od
tamtej chwili minęły zaledwie trzy tygodnie. A ja wciąż nie mogę.
W każdym razie, moja żona wisiała na tym krzyżu.
Widziałem jak jej ręce są złożone za belkę od krzyża i zbite razem. Jak jej
stopy są w betonowych blokach. Jak zakneblowana jest. Widziałem strach w jej
oczach.
A potem widziałem jak moją córkę pieprzy jakiś
stary, obleśny dziad. Jak posuwa ją od tyłu, a ona opiera swoją głowę na
piersiach matki. Jak co chwila wbija nóż w jej klatkę piersiową.
Widziałem jak rozcina jej brzuch. Jak jęcząc i
stękając z rozkoszy, wyciąga flaki z brzucha swojej matki.
Do tej pory, gdy zamykam oczy widzę jak jej jelita
i żołądek lądują na ziemi. Słyszę ten plask.
Do tej pory pamiętam jak wsadzała głowę do
wypatroszonego brzucha swojej matki. Jak wrzeszczała.
Pamiętam jak pieprzyła się z każdym, wciąż z głową
w brzuchu matki. Jak wrzeszczała. Jak każdy z tego kręgu pytał czy złoży ojca
swego w tej samej ofierze co matkę
Pamiętam jak za każdym razem krzyczała
"tak"
Nie dam jej takiej satysfakcji.
Uciekam jak najdalej stąd.
To mój ostatni wpis.
Uważajcie na swoje córki
Moja czternastoletnia córką będzie mnie ścigać.
Wiem to.
Uważajcie...


